Zakochać się...

Ponoć to najpiękniejszy okres w życiu.... a jednak czasem daje sie we znaki - przerastające problemy; brak zrozumienia; nowe, nieznane sytuacje; ale także radości i powodzenia. Tu możesz napisać o tym wszystkim, co Cię boli, denerwuje, zastanawia i cieszy w Twoim obecnym życiu.
ODPOWIEDZ
88
Młody aktywny
Posty: 9
Rejestracja: 16.02.2005, 15:42

Re: Zakochać się...

Post autor: 88 »

Startujesz juz do 'zajetej' dziewczny?
Zebys sie nie zdziwil jak dostaniesz ostrego kosza.
A i pewnie i tak ci sie nie uda...

I swoja droga...
Nie kupuj jej rozy. Predzej kup jakas mala, mila, szklana figurke.
Piqs - X
Wspaniały
Posty: 2075
Rejestracja: 29.09.2002, 09:47
Płeć: kobieta

Re: Zakochać się...

Post autor: Piqs - X »

Te 88 a czytales te 14 stron ?! przed npisaniem czegokolwiek dobrze radze .. ;)
pearl
Młody rozbrykany
Posty: 244
Rejestracja: 12.01.2005, 16:58
Lokalizacja: ze snów...

Re: Zakochać się...

Post autor: pearl »

Devitto ja siem tak zastanawiam gdzie ona ma oczy? no bo skoro ten chlopak sie o nia nie troszczy, nie dba, ona sie ciagle martwi, chodzi zatroskana wiec -dlaczego z nim jest?
zapytaj ja o to, zapytaj za co ona go kocha... ale nie wprost zeby nie pomyslala ze sie za bardzo wtracasz, ale jestem pewna ze tak nie pomysli skoro zwierza Ci sie ze swoich zmartwien....

jej przeciez pierwsza Twoja notka na ten temat byla rok temu w pazdzierniku, tyle juz czekasz i wiesz co? wydaje mi sie za happy end musi byc ;) a dlaczego? Bo ona w koncu przejrzy na oczy kto ja tak naprawde kocha i mysli o niej jak najczulej.....wiec dzialaj i badz przy niej !!!!!!!
"Zmarnowaliśmy świt, a tego nie wybaczy nam żadne niebo" - J Morrison
devitto
Szalony pismak
Posty: 531
Rejestracja: 14.10.2004, 21:05
Lokalizacja: Kutno

...

Post autor: devitto »

Dzięki pearl, za Twoje miłe słowa ... Są mi bardzo pomocne...
Tak na marginesie, pierwsza notka jest z października, ale czekam na Nią już tak gdzieś od początku lipca :tak:

Dzisiaj się z nią widziałem (wcześniej też, ale dzisiejsze spotkanie jest chyba dość ważne). Miałem się z nią spotkać o 14, tak się umawialiśmy... Szykowałem się z Nią na poważną rozmowę - o moim wzrastającym uczuciu do Niej, o Niej samej. Coś mnie zgasiło... Zapytacie co? A ja wam odpowiem...
Gdy weszłem do Niej, On tam był... Znamy się, nie lubimy może za bardzo, ale możemy normalnie porozmawiać. Znosiłem jego towarzystwo przez jakieś pół godziny - potem on poszedł... Ale jego widok złamał mnie zupełnie - nie potrafiłem z Nią porozmawiać o tym, o czym miałem z Nią porozmawiać... Eh...
Owszem, rozmawialiśmy, ale o zupełnie innych sprawach - o Niej, o szkole, trochę temat moich "słodkich" smsów i mojego uczucia naruszyłem, ale było to dosłownie "napomknięcie"
Obiecałem sobie, że porozmawiam z Nią otwarcie następnym razem - niezależnie od tego, co by mi miało przeszkodzić...
Ale czemu tego nie zrobiłem dzisiaj :?: :!: :?: :!: :?: Jestem na siebie zły!
We are the champions!
Wang
Capo di Tutti Capi
Posty: 1488
Rejestracja: 01.06.2003, 21:47
Lokalizacja: Chicago

Re: Zakochać się...

Post autor: Wang »

Nie bądź zły... i najlepiej zapomni o tym. Nie o niej :P Ale o tej sytuacji gdy nie mogłeś porozmawiać. Myśl w przód... szukaj dobrej okazji do porozmawiania i gdy ją znajdziesz... natychmiast wykorzystaj bo później znów możesz żałować.
A nawet jeśli znów zdarzy się taka sytuacja, że coś nie pozwoli Ci naruszyć tego tematu "tabu"... ciesz się chwilą, że jesteś z nią. Wielu tak bardzo zakochanych jak Ty marzy, żeby ich sympatia na nich popatrzyła :]
Veni Vidi Vici
Byczek
Szalony pismak
Posty: 591
Rejestracja: 19.10.2004, 22:04
Lokalizacja: Pruszków

Re: Zakochać się...

Post autor: Byczek »

Dobrze bedzie, tylko nie wykorzystuj calej swojej energii na okazywanie milosci, bo potem jej Ci zabraknie i co bedzie? :]

Jednak wciaz sie zastanawiam nad tym kolesiem, i nad stosunkiem Jej to tego goscia, nawet jesli jest, powiedzmy sobie, przystojniejszy czy cuś tam innego od Ciebie, to z takim kretynem dlugo nie mozna wytrzymac, tak mi sie zdaje, jakbym mial dziewczyne z takim charakterem to pies Ją i te małe pieski!!!
Niech kierunku nie wyznacza Ci horyzont, bo tak naprawdę
iść dokądkolwiek, to iść do nikąd
devitto
Szalony pismak
Posty: 531
Rejestracja: 14.10.2004, 21:05
Lokalizacja: Kutno

...

Post autor: devitto »

Wiesz, Byczek, nie znam Jej chłopaka na tyle dobrze, by coś dokładniej o Nim mówić - choć osobiście uważam, że jest trochę pusty i że o nic nie dba... choć może to dobry człowiek... nie wiem, nie znam go dokładnie...
Wiem jednak, że jest cholernie pewny siebie - moja Najdroższa powiedziała, że nie sposób, żebym JA JEGO lubił, ani ON MNIE... Jak zapytałem czemu: "On jest zazdrosny, dlatego nie może Cię lubić, a ty jego - bo on Ciebie nie lubi" - wiem, że nie pytała Jego o to, ale jeśli faktycznie jest zazdrosny (a nic na to nie wskazuje, dosłownie - nic!), to jest naprawdę pewny swojej pozycji...
A ja zbyt wielkiej pewnosci nie lubię :twisted:
We are the champions!
Byczek
Szalony pismak
Posty: 591
Rejestracja: 19.10.2004, 22:04
Lokalizacja: Pruszków

Re: Zakochać się...

Post autor: Byczek »

Czasem fajnie by bylo móc podglądać myśli dziewczyn :twisted: Niczym w filmie "Czego pragną kobiety"! Zeby zobaczyc co tez Twoja dziewczyna mysli na caly ten temat, czy wie jak bardzo chcesz z Nia byc!

Z czasem Ona sobie wszystko uswiadomi, jeszcze troszeczke, wyjatkowo dlugo sie budzi ta Twoja królewna!

Aha jeszcze jedno zapomnialem Ci podziekowac za Trojana :ok:
Niech kierunku nie wyznacza Ci horyzont, bo tak naprawdę
iść dokądkolwiek, to iść do nikąd
devitto
Szalony pismak
Posty: 531
Rejestracja: 14.10.2004, 21:05
Lokalizacja: Kutno

...

Post autor: devitto »

Czasem sam siebie żałuję, swojej głupoty...
Wczoraj się z Nią spotkałem... Napisała mi wcześniej, że źle się czuje, jest niekochana i nikogo przy Niej nie ma - dlatego do Niej jak najszybciej przyjechałem...
Porozmawialiśmy (bardzo długo rozmawialiśmy) - nie chciała zbytnio rozmawiać o niektórych rzeczach, ale cóż... rozumiem ją. Powiedziałem jej tylko, że nie może się czuć niekochana, ponieważ ma wokół siebie tyle osób, które Ją kochają... Nic na to nie odpowiedziała... Przez chwilę rozmyślała...
Potem znów rozmawialiśmy, tym razem trochę mniej.. Siedzieliśmy na jej wersaleczce, ona położyła swoją kochaną główkę na poduszce, trzymając w ręku długopis, którym dziobała rękawek mojej bluzki. Ja głaskałem jej włosy (jejku, ja ja je uwielbiam!)... Wtedy właśnie byliśmy w milczeniu... Teraz żałuję, że nie przytuliłem Jej do siebie, nie pocałowałem chociaż w czoło... Żałuję - moja głupota chyba... A może się mylę?
Każdy dzień bez Niej to dla mnie mordęga. Nie potrafię wytrzymać bez Jej słów, bez jej smsów...
Co o tym sądzicie? To już jest chyba uzależnienie :nom: ... Kocham Ją...
We are the champions!
Phantom
Prawie autorytet
Posty: 2298
Rejestracja: 28.03.2003, 16:38

Re: Zakochać się...

Post autor: Phantom »

devitto pisze:Co o tym sądzicie? To już jest chyba uzależnienie :nom: ... Kocham Ją...
Nie chyba, a pewnikiem boisz się, że Cię ugryzie :>
Byczek
Szalony pismak
Posty: 591
Rejestracja: 19.10.2004, 22:04
Lokalizacja: Pruszków

Re: Zakochać się...

Post autor: Byczek »

Pysznie stary, ale wpadles, no nie, ja Cię kręce! Nie ma to jak sie uzaleznic od milosci :] Ale Ci zazdroszcze :ok:

Ale apropos tego ze ja nie pocalowales, moze jak bys to zrobil to bylby blad?
Niech kierunku nie wyznacza Ci horyzont, bo tak naprawdę
iść dokądkolwiek, to iść do nikąd
Mirriam
Truskafka
Posty: 1532
Rejestracja: 01.08.2003, 02:20
Lokalizacja: Nie z tej ziemi... ;)

Re: Zakochać się...

Post autor: Mirriam »

Byczek, szczerze mówiąc, to ja myślę, że tu wcale nie ma czego zazdrościć. Bo uzależnienie od miłości wcale nie jest takie dobre. Jak później coś nie wyjdzie, albo nasza "miłość" nas zrani to tak bardzo boli, ze nie wiesz w którą stronę iść. Ja się "leczyłam" z takiego uzależnienia prawie 1,5 roku i nikomu nie życzę takich doświadczeń. Kochać można, owszem, ale uzależniać się? Trzeba zachować chociaż resztki zdrowego rozsądku, właśnie po to, żeby później tak długo to nie bolało aż tak bardzo...
"Moje szczęście ma brązowe oczy :D" :tak:
Byczek
Szalony pismak
Posty: 591
Rejestracja: 19.10.2004, 22:04
Lokalizacja: Pruszków

Re: Zakochać się...

Post autor: Byczek »

Mirriam masz racje, moze nie do konca o to mi chodzilo, a mianowicie o to ze zazdroszcze mu milosci, samej w sobie! Bo teraz Byczek byc sam :emm:

Ja tez wiem co to jest uzaleznic sie od milosci, ja sie z tego lecze od wrzesnia zeszlego roku, ale podobno zapominanie o drugiej osobie trwa polowe czasu zwiazku, wiec jeszcze troszke!

Takze Devitto musi stac na bacznosci i uwazac na siebie, bo moze to sie kiepsko skonczyc!
Niech kierunku nie wyznacza Ci horyzont, bo tak naprawdę
iść dokądkolwiek, to iść do nikąd
Wang
Capo di Tutti Capi
Posty: 1488
Rejestracja: 01.06.2003, 21:47
Lokalizacja: Chicago

Re: Zakochać się...

Post autor: Wang »

:(
Devitto.. jak piszesz... opowiadasz o tym wszystkim to przypominają mi się moje dawne czasy, więc z jednej strony Ci zazdroszcze (tak jak Byczek) a z drugiej współczuje.
Wiem jaki to ból... czasem warty straconego czasu, ale... często też szkoda zmarzniętego serca.
Veni Vidi Vici
Fighter
Szalony pismak
Posty: 884
Rejestracja: 20.12.2002, 01:18

Re: Zakochać się...

Post autor: Fighter »

Devitto a moze jej nie przytuliles, nie pocalowales bo sie bales jej reakcji. Moze temu nie robisz jak by to ujac hmm "wiekszego kroku naprzod" bo sie boisz odrzucenia (tak jak chyba kazdy). Tak naprawde to sam siebie skazujesz na ta agonie, przez brak zdecydowanego dzialania. To moje subiektywne odczucie. Zaryzykuj w koncu, bo sie moze skonczyc tylko na marzeniach.

Mirriam milosc uzaleznia. Jak mozna kochac z umiarem, albo sie kocha albo nie kocha. Moim skromnym zdaniem nalezy kochac z pasja, chociaz mozna zostac zranionym, ale to jedyna droga do spelnienia.
"Kto stawia sobie za cel doskonalosc, osiaga wiecej niz przecietnosc. Kto stawia sobie za cel przecietnosc, nie osiagnie nawet tyle"
Mirriam
Truskafka
Posty: 1532
Rejestracja: 01.08.2003, 02:20
Lokalizacja: Nie z tej ziemi... ;)

Re: Zakochać się...

Post autor: Mirriam »

Fighter, bardzo dobrze wiem że miłość uzależnia. Chyba nie do końca zrozumiałeś, co dokładnie miałam na myśli - chodzi mi o fanatyzm wręcz. Mogę śmiało powiedzieć że jestem uzależniona - nie wyobrażam sobie, co by było gdyby nagle zniknęła osoba, która jest obok mnie. Ale wiem również, że zupełnie inaczej bym to przeżyła niż rozstanie kiedyś, kiedy miałam wrażenie, że ta druga osoba jest mi niezbędna do życia tak samo jak tlen. Tamto uczucie było złe, bo później zbyt długo nie mogłam się z tego otrząsnąć, żyjąc wciąż nadzieją, że to powróci. A teraz wiem ze moim priorytetem byłoby szybko się pozbierać i nie przeżywać tego aż tak. No bo chyba półtora roku "żałoby" to trochę dużo? Przynajmniej mi się tak wydaje.
"Moje szczęście ma brązowe oczy :D" :tak:
devitto
Szalony pismak
Posty: 531
Rejestracja: 14.10.2004, 21:05
Lokalizacja: Kutno

...

Post autor: devitto »

Oh, widzę, że dyskusja się rozwinęła...
Cóż, u mnie uzależnienie przejawia się w tym, iż poprostu prawie każda chwila przesycona jest chociażby malutkimi nawiązaniami, myślami o Niej. Ciężko byłoby mi, gdybym Ją teraz stracił...
A właśnie...
Czas powiedzieć, co się ostatnio wydarzyło...
Długo nie pisałem - całe 11 dni... A w tym czasie zdarzyło się dużo...
Wszystko było fajnie, do mniej więcej wtorku przed przerwą świąteczną... W srodę pojechałem do braciszka, do Warszawy... Braciszek, podobnie jak ja - fanatyk pirotechniki. Tylko ze on na tym się lepiej zna niż ja... Cała rodzina przyglądała się jego fajerwerkom, wspaniałym zresztą... Potem wszyscy, prócz mnie i brata poszli. Zostaliśmy my, bawiąc się nadal petardami i fajerwerkami... Nagle, wskutek mojej nieuwagi, do czego się trzeba przyznać... - wybuchła jakaś mała skrzynka z petardami. Ja stałem zaraz obok niej... Dzięki Bogu, nic się nie stało - prócz szoku i strasznego pieczenia w rękach - bynajmniej nie w wyniku poparzenia... Brat, wraz z mamą, zawieźli mnie do szpitala, gdzie mnie zbadano, określono mój stan jako stabilny. Mama zabrała mi komórkę, ponieważ lekarz zabronił wszelkich takich urządzeń trzymać w pobliżu jakiejkolwiek aparatury... Powiedziałem jej tylko, żeby w wypadku, gdy Ona by dzwoniła, martwiła się - niech mama przedzwoni bądź napisze smsa... Potem film mi się urwał, bo jak się okazało, straciłem na parę godzin przytomność... Obudziłem się znacznie później, znowu badania, tym razem wszystko ok. Mama pojechała spowrotem do domu, brat tylko był niedaleko... Wypisali mnie niedługo ze szpitala, i wracałem do domu...
Byłem ciekaw przez cały czas - co Ona robi, o czym teraz myśli... Wróciłem do domu, dostałem w ręce upragnioną komórkę... - 34 nieodebranych połączeń i 4 smsy (od Niej, rzecz jasna...), a zarazem niebawem - telefon do domu... Porozmawiałem z Nią przez chwilę, uspokoiłem ją (nadal trochę niemrawy), Ona mnie uspokoiła, pocieszyła... Po skończonej rozmowie - marsz do mamy "czemu nie wysłałaś Jej nawet smsa?" - odp: "wysłałam"... popatrzyłem w komórkę mamy - faktycznie, sms wysłany... Ale ona go nie dostała... dziwne, może jakieś opóźnienie w sieci... zresztą... To jeszcze nie jest takie złe...
Od tego czasu rzadziej puszczała strzałki, wogóle nie pisała smsów... Spotkałem ją dopiero w Kościele, w Wielkanoc... Przyszła ze swoim chłopakiem na mszę... Minęliśmy się przy Komunii - może mi się zdaje, ale chyba spuściła wzrok... Nie chciała mnie widzieć, mimo, iż cały czas widziała... Czemu? - pomyślałem...
Na wieczór napisała, że widziała mnie w Kościele... To wszystko. Potem nadal brak smsów, mało, bardzo mało sygnałków... Gdy w końcu zapytałem, co się stało: odpowiedziała, iż długo się do Niej nie odzywałem, i nie dostała smsa od mojej mamy... i że myślała, że jest moją najlepszą przyjaciółką, i że to ja się od Niej oddalam - żebym tego dalej nie robił...
Nic nie mogę z tego zrozumieć... Napisałem, iż tak nie jest - że jest dla mnie kimś więcej, niż przyjaciółką i nie chcę się od Niej oddalać...
Sygnałki wróciły, choć nadal jest ich mało. Nadal się bardzo mało odzywa... Co się stało? niewiem...
Co o tym sądzicie, drodzy forumowicze?
We are the champions!
vanessa
Człowiek czynu
Posty: 1689
Rejestracja: 06.02.2005, 21:52
Lokalizacja: })i({

Re: Zakochać się...

Post autor: vanessa »

ja nie moge... (sorki ze sie wtracam) ale poczytałam sobie troche... jestes piekielnie zakochany, ale to juz wszyscy wiedza... myśle że powinienes jej jakoś dać wyraźnie do zrozumienia ze czujesz do niej coś wiecej ... a jak ona wtedy milczy to ją troszke przyciśnij.. nie wiem.. jakoś wyduś z niej to co myśli... wiem ze z jednej strony na pewno boisz sie tego.. tego co mogłaby powiedzieć... jednak coś musisz zrobić <- i tak podziwiam cie za ogromna cierpliwosć (cóż miłość potrafi zrobic z człowiekiem :wink: )
"Prawdziwa miłość przenika tajemnice i samotność kochanej osoby, pozwalając jej zachować swoje sekrety i pozostawia jej wewnętrzną wolność."
Phantom
Prawie autorytet
Posty: 2298
Rejestracja: 28.03.2003, 16:38

Re: Zakochać się...

Post autor: Phantom »

Urzekła mnie Twoja historia, dev.
Zaczyna śmierdzieć niczym telenowelą.


Co się stało? Hipotetycznie: dobry kumpel ma Ci "na gwałt" przynieść coś naprawdę ważnego, bo coś tam. Nie przychodzi i nie przychodzi, Twoje "na gwałt" minęło, a Tobie to coś już nie interesuje, bo przestało być potrzebne. Jak się wtedy czujesz? Czy nawet jak dowiesz się, że miał wypadek, to od razu będzie ok? Nie, bo to w jakiś sposób - z jego, czy nie z jego winy - dotknęło Twoją osobę.
Poczekaj i nie zrób tego czego nie zrobiłeś ; ]
Hm? Moja wersja tego "co się stało". To nie żadna reguła, ale okoliczności były sprzyjające ;)



***
A może biorąc pod uwagę komentarze forumowiczów wydamy książkę? :mrgreen: Jak Wiśniewski 8) Janusz of course (;
Byczek
Szalony pismak
Posty: 591
Rejestracja: 19.10.2004, 22:04
Lokalizacja: Pruszków

Re: Zakochać się...

Post autor: Byczek »

Phantom wyluzuj! Ja juz mowilem, cos mi tu brzydko smierdzi, ale to na pewno nie sa kwiatki na moim parapecie :D Jesli Ona czuje sie naprawde przyjaciolka to nie powinna sie od Ciebie odsuwac, prawda? Nawet jesli Ty sie nie odzywales pare dni to nie znaczy ze juz koniec znajomosci, moze Ją wlasnie do tego przyzwyczailes? Ze zawsze jestes i zawsze do uslug? Powinna Ci pomoc, wspierac wlasnie teraz po wypadku, ale to tylko moje spojrzenie na sprawe!
Niech kierunku nie wyznacza Ci horyzont, bo tak naprawdę
iść dokądkolwiek, to iść do nikąd
ODPOWIEDZ