Kochałam go ... ale choroba była śilniejsza do miłośći...

Każdy prędzej czy później Jej pragnie, każdego dosięga Ręka Miłości, dla jednych jest łaskawa, inni błądzą i muszą walczyć. W tym forum piszemy o pułapkach, rozterkach i radościach związanych z wyjątkowym stanem jakim jest jest Miłość.
ODPOWIEDZ
bunia0911
Młody aktywny
Posty: 7
Rejestracja: 26.12.2003, 19:29
Lokalizacja: Kożuchów/k Zielonej Góry

Kochałam go ... ale choroba była śilniejsza do miłośći...

Post autor: bunia0911 »

"Śpieszmy się kochać ludzi-
tak szybko odchodzą"


Boję się życie- wiesz? To dziwne, bo jeszcze nie tak dawno, szczerze nie obchodziło mnie, co ze mną będzie za minutę, godzinę, dzień, tydzień… "Najwyżej, przejedzie mnie samochód, albo zabije mój ukochany chłopak (którego nie mam)"- myślałam… Nigdy nie przywiązywałam wagi do tego, jak żyję, co robię, co inni mogą o mnie myśleć… Miałam własny system myślenia, do którego nikogo nie wpuszczałam… Co ma być, to będzie - niech się dzieje… No i się działo… Działo wiele… Nim się ocknęłam z tego szaleńczego amoku, o mały włos nie było za późno. Zagalopowałam się w niezłe bagienko i wtedy to właśnie życie spojrzała mi w twarz… Nigdy nie sądziłam, że mogę się wystraszyć jej zimnego spojrzenia… Kiedy patrzyła mi w oczy i pomimo tego, iż je zamykałam, nadal widziałam jej twarz, uświadomiłam potem sobie moją głupotę… Boję się życie- wiesz?

Przemek miał zaledwie 20 lat… Tyle miał… To mało… Bardzo mało. Jeszcze nie zdążył odkryć życia, jeszcze się nie wyszalał, jeszcze nie nadszedł jego czas… Był taki miły, dobry, wyrozumiały… Kochałam się w nim, jeszcze od czasów, gdy biegaliśmy razem po drzewach i łapaliśmy żaby z pobliskich stawów… A teraz go nie ma, odszedł… Umarł…
Wiele dla mnie znaczył, naprawdę wiele. Od zawsze trzymaliśmy się razem… Wszyscy brali nas za parę- ale tak nigdy nie było… Zabrakło nam odwagi… Mnie i jemu. A tak bardzo tego pragnęliśmy. Kiedy jego błękitne oczy spoglądały w moje, nogi uginały się pode mną. Serce waliło jak młot a w głowie na raz kumulowały się miliony myśli…- tak właśnie na mnie działał. Był wyjątkowym człowiekiem. Nigdy nie spotkam takiego drugiego. Nauczył mnie wszystkiego.
Nawet nie wiem, kiedy zaczął… Kiedy wpadł w to gówno, to pieprzone gówno, które wciągnęło go całego. Trawka od czasu do czasu. Wtedy naprawdę trzeźwo się myślało- tworzyliśmy razem rzeczy, o których nikomu się nie śniło… To była tylko rozrywka, taka, jak każda inna. Siedzieliśmy wtedy przytuleni i śmialiśmy się ze wszystkiego, filozofowaliśmy i zastanawialiśmy się, skąd to się wzięło u nas w głowach. Potem ja odpadłam… Nowa szkoła, nowe obowiązki. Nasz kontakt poluźnił się trochę. Później on gdzieś wyjechał, ale… wrócił. Nigdy nie zapomnę tych jego mętnych oczu, zarostu na twarzy i wychudłego ciała- wyglądał jak życie… Ledwo trzymał się na nogach. Łzy same cisnęły się na wierzch. Tak bardzo go kochałam… Miał AIDS. Ta choroba wywołała w jego ciele przeogromne spustoszenia. Nie zostawiłam go wtedy. Byłam z nim… Paliliśmy trawkę, żarliśmy i wciągaliśmy różne świństwa… On i tak nie miał już nic do stracenia. Umierał. Kiedy patrzyłam, jak wstrzykuje sobie Herę, chciałam zabrać mu strzykawkę z resztkami jego krwi i wkłuć ją w moje żyły. Gdy nie wiedziałam o jego chorobie, prawie to zrobiłam… On zawsze mówił, że Hera jest nieszkodliwa… Chciałam spróbować… Nie wiem, komu powinnam dziękować za to, że wtedy tego nie zrobiłam…
Teraz...udaję, że nigdy takiego kogoś nie było w moim życiu... I w pewien sposób mam do siebie o to żal... Pamiętam o nim, nigdy nie zaponmę... ale pomimo to, boli mnie rozmowa o nim... Nie wiem, czym jest to spowodowane... W końcu o zmarłych powinno się rozmawiać, należało by ich wspominać, mówić o ich zaletach, o tym jacy byli i jakich ich zapamiętaliśmy, ale ja tego nie robię... może sie boję (?) Zawsze, kiedy poruszany jest temat narkotyków, staram się nie włączać w tę rozmowę... Nie dałabym rady... Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo teraz płaczę ... Ale nieważne!
* * *

Mateusz był śmiesznym facetem… Starszym ode mnie zaledwie o jeden rok. Jeden z członków naszej "podwórkowej paczki". Pamiętam, jak w wakacje chodziliśmy na pobliskie działki i kradliśmy czereśnie, jabłka i inne, naprawdę pyszne, rzeczy. Wystarczyła tylko mała reklamówka… Pospiesznie zrywaliśmy do niej owoce a potem uciekaliśmy przed stróżem, który był już tak stary, iż nie miał siły za nami biegnąć… Krzyczał tylko w niebogłosy. A my, śmiejąc się z dziadka, biegliśmy oświetloną przez letni księżyc, drogą, prowadzącą do naszej "bazy". Potem zwycięsko zajadaliśmy się zdobyczami… To były czasy :)
Kiedy Mateusz dowiedział się o wypadku swojej mamy, pobiegł ze mną w tamto miejsce… Ujrzeliśmy wtedy masę policji i pogotowia… Okazało się, że w pomieszczeniu, gdzie znajdywała się jego mama, nastąpił wybuch… Złapał mnie wtedy za rękę i powiedział: "Błagam, powiedz mi, że to się nie dzieje naprawdę, Kaśka powiedz, że to wszystko mi się śni. Błagam- wyszeptał ze łzami w oczach"… Nic nie odpowiedziałam, tylko stałam i patrzyłam …
Jego mama zmarła po tygodniu, w skutek bardzo ciężkich obrażeń całego ciała… Na pogrzeb przybyło naprawdę dużo ludzi. Mateusz wraz z młodszym bratem i ojcem stali nieopodal mnie. Ja byłam wtedy z Przemkiem … Padał deszcz, na cmentarzu było jeszcze bardziej ponuro, niż zazwyczaj, błoto brudziło buty i nogawki a kałuże gdzieniegdzie przybierały postać małego jeziorka dla mrówek… Wszyscy płakali. Ale najbardziej Mateusz. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby płakał. Zawsze wszystko dusił głęboko w sobie… ale wtedy… to było już za dużo jak dla niego. Szkoda, że nikt tego nie zauważył. Że nikt nie wsparł go w tych ciężkich chwilach... Tydzień później dowiedziałam się, że popełnił samobójstwo…
* * *
Gdzie tu jest miejsce dla Boga? Gdzie podziała się jego moc, dobroć? Czy ktoś może mi to pokazać? Bardzo proszę…BOGA NIE MA!- żadne odkrycie. W ciągu jednego roku straciłam dwóch, naprawdę bliskich mi ludzi. I choć teraz mam przyjaciół, to jednak oni nigdy nie będą w stanie zastąpić mi tamtych. Niedawno była rocznica życie Przemka. Nikt nie pojawił się w tamten dzień na cmentarzu... Zapomnieli? Tak, łatwo zapomnieć o tych, którzy odeszli… Dopiero na następny dzień, ktoś sobie przypomniał, że "był kiedyś taki ćpun chory na AIDS i jakoś go teraz nie wydać…- może umarł? Tak tak, no przecież… byłem na jego pogrzebie! A! Wypadałoby się wybrać, chociaż kwiaty położyć-no bo, co ludzie pomyślą…"


"życie"
Niemy przechodzeń, który swą role odegrawszy
Odchodzi w niepamięć…
A potem pojawia się nieoczekiwanie i zabiera…
Zabiera wszystko,
Co ma sens…
Wiarę…
Nadzieję…
Miłość…
WSZYTSKO…
Nie masz szans w starciu z nią,
Pozostaje jedynie ugoda z losem…
Potrafisz to zaakceptować?
Zgodzisz się z biegiem wydarzeń?
Nie porzucaj nadzieję, jakkolwiek się dzieje,
Powiedział ktoś mądry, uczony, doświadczony…
Ale, gdzie tu znaleźć sens,
Gdy życie staje się cierpieniem,
Absurdem, bezsensem, paradoksem?
Trwaj- tylko to ci pozostaje
Nadzieja nie jest matką głupich…


Pamięci tych, którzy odeszli:
Przemkowi, Mateuszowi
I innym…
Anuś
Prawie autorytet
Posty: 3140
Rejestracja: 27.05.2003, 18:53
Płeć: kobieta
Lokalizacja: Warszawa

Re: Kochałam go ... ale choroba była śilniejsza do miłośći...

Post autor: Anuś »

Hmm...Przeczytałam to i muszę przyznać że daje do myślenia...Zastanawiam się tylko czy sama to pisałaś, czy gdzieś znalazłaś i to tu wkleiłaś??

Ale jeżeli to co tu jest napisane to prawda to współczuję...Nigdy bym nie chciała się znaleźć w takiej sytuacji...
Miłość jest zawsze nowa. I bez względu na to, czy w życiu kochamy raz, dwa, czy dziesięć razy, zawsze stajemy w obliczu nieznanego. Paulo Coelho
bunia0911
Młody aktywny
Posty: 7
Rejestracja: 26.12.2003, 19:29
Lokalizacja: Kożuchów/k Zielonej Góry

Re: Kochałam go ... ale choroba była śilniejsza do miłośći...

Post autor: bunia0911 »

pisałam sama... tak się składa,że postanowiłam to wkleic tylko dlatego, że ostatnio była rocznica życie Przemka... fragment pochodzi z mojego bloga...
DianaR
Człowiek czynu
Posty: 1527
Rejestracja: 16.03.2003, 11:05
Lokalizacja: Śląsk

Re: Kochałam go ... ale choroba była śilniejsza do miłośći...

Post autor: DianaR »

Kasiu bardzo Ci współczuje takich wydarzeń w życiu. Dla młodego człowieka takie wydarzenia mają ogomny wpływ na jego psychike.

Jakiś czas temu mój kolega popełnił samobójstwo z powodu kłopotów rodzinnych. Byłam w szoku. Zawsze wydawał mi się silnym psychicznie człowiekiem...

A rok temu zmarłą wice dyrektor z mojego technikum. Zawsze była dla mnie autorytetem. Widziałam ją, stałam i rozmawaiłam z nią o kolejnym planowanym występnie naszego szkolnego chóru... a dwa tygodnie stałam na cmentarzuy i patrzyłam jak jej trumnę spuszczają w dół... nie mogłam w to uwierzyć... przez łzy te wszystkie kwiaty jakie tam były wyglądały jak ocean kolorów zaciągniety czarną farbą!!!
Dopiero wówczas, gdy dostrzeżemy, że żaden człowiek nie jest zupełnie czarny, ani też zupełnie biały, lecz, że wszyscy jesteśmy, jak zebry w paski lub szarzy, jak orły i dopiero wówczas, gdy wyciągniemy z tego spostrzeżenia praktyczny wniosek, mamy możność naprawdę zrozumieć ludzi.
ODPOWIEDZ