patrze, widze twarz, uśmiech, słysze smiech... dziwne uczucie, lekki dreszczyk, czas stanął w miejscu...
Bawiliśmy się świetnie, poznawałam go z kazdą chwilą coraz bardziej, lecz to nadal było nic.
Jego oczy, każde jego spojrzenie w moją strone sprawiało że uczucie ,,motylków" nasilało się..
Aż nadszedł czas gdy wyjechali. Zostałam sama z wspomnieniami, uczuciem, i... nadzieją. Szukałam go, w myslach, choć daleko rozglądać się nie musialam, obraz przed oczami - On. Przez głupi przypadek zsmsowaliśmy się. Cieszyłam się jak małe dziecko, gdy pisał mi smsy. Każdy błahy gest z jego strony sprawiał że byłam szczęśliwa.
Dzień po obozie...
Rano wyjechałam z koleżankami na koncert, specjalnie dla Niego.
Gdy dojechałysmy, czekałam tylko aż go zobacze. Chwila niecierpliwości...
i ujrzałam go, pamietam to jak dziś. Uśmiechnął się, podszedł i przywitalismy się. Rozbrajał mnie każdym ruchem, każdym słowem... a jego oczy... ehh
Nie da się tego opisać..
Bawilismy się super! Rano zaraz po koncercie wyruszyliśmy na szlak, gdzie wyznałam mu miłość...
Wróciłam, myslałam o nim 24 h; opanowało mnie wzruszenie, smutek, cierpienie, miłość... i nadzieja, mała, niewielka, bez szans, ale była i jest moja nadzieją...
Rozmawialismy ze soba wiele razy przez GG. Nadszedł dzień gdy zaplanowalismy spotkanie. Ja, On, i jego dwaj koledzy.
Wysiadłam z autobusu, przywitałam z jego kolegami, lecz jego nie było. Przebywał u kolegi. Zaraz poszlismy do niego. Dziwnie się czułam, siedziałam obok niego, ale nie wiedziałam co mówić, o czym z nim porozmawiać, może dlatego że byli przy nim inni koledzy których ja nie znałam. Nie jestem niesmiała więc to na pewno nie to było powodem ,,milczenia".
Musiałam wracać, odprowadzili mnie znów jego koledzy, on został.. poczułam że smutek zajmuje 90% mojego serca, moich uczuć...Wróciłam..
Właczyłam komputer,gg... i dostałam wiadomośc od niego z przeprosinami, że źle zrobił, że mógł iść z nami..
Utrzymywaliśmy kontakt przez internet...
Zbliżał się biwak, na którym mieliśmy się spotkać. Byłam podekscytowana wręcz nie moglam znaleźć sobie miejsca...
Biwak...
Nasza drużyna była pierwsza która dotarła na miejsce, czekałam na Niego...
Aż wkońcu wyjechałam po nich z kolegą bo zabładzili...
Gdy zobaczyłam ich autobus odrazu dziwne pytania mnie dręczyły.
Jak zareaguje jak mnie zobaczy, jak bedzie się zachowywał, co bedzie na biwaku... etc.
Autobus się zatrzymał, wysiadłam z auta...
Czas stanał w miejscu, ujrzałam go, on mnie... Jego promienny uśmiech zniwelował wszystkie bezsensowne pytania... Wystawił język i pokazał znak satana... tak jak zawsze to robimy gdy sie wygłupiamy... Ja zrobiłam to samo, zaczęliśmy się smiac!

W czasie biwaku-
Śmialismy sie, duże przebywaliśmy razem, graliśmy (on na gitarze ja na bongosie) i spiewaliśmy czego efektem było uzbieranie około 3 złotych.
No było poprostu cudownie, lecz nadszedł dzień (wczorajszy dzień) w którym trzeba było wracać do domu. Gdy juz uświadomiłam sobie że znowu musimy się rozstać zasmuciłam się, lecz w harcerskim gronie nikt nie pozwoli żeby na Twojej twarzy malowało sie przygnębienie..
Patrzyłam na niego... Wchodząc do autokaru czekałam tylko żeby się odwrócił, i tak też było popatrzył się na mnie, ale widziałam że to było kolezeńskie spojrzenie... nic nadzwyczajnego... Pomachał mi z autokaru i odjechał...
Wróciłam do domu, i w smutku poszłam się przejsc...
Doszłam do miejsca gdzie nigdy wcześniej nie byłam, panowała tam niezwykła cisza, spokój... Chciałam zaczekać do zachodu słońca,lecz niestety tak nie było... wróciłam do domu.
Serce bolało...
Kazda rozmowa z nim jest czymś wielkim dla mnie...
Każdy jego uśmiech sprawia że świat jest piekniejszy...
Jego niebieskie oczy... to pozostawie bez komentarza..
Jego śpiew...
co mam zrobic, darze go niezwykłym uczuciem... jak nikogo wcześniej..
chce być w jego sercu...