miec nadzieje??

Każdy prędzej czy później Jej pragnie, każdego dosięga Ręka Miłości, dla jednych jest łaskawa, inni błądzą i muszą walczyć. W tym forum piszemy o pułapkach, rozterkach i radościach związanych z wyjątkowym stanem jakim jest jest Miłość.
Zablokowany
smutna
Młody aktywny
Posty: 9
Rejestracja: 27.05.2006, 11:41

miec nadzieje??

Post autor: smutna »

Mam 20 lat.Z moim chlopakiem jestem [bylam?] 2,5 roku.Rok temu przez ok.6 miesiecy mialam watpliwosci czy go kocham.Chcialam z nim zerwac,ale nie zrobilam tego,bo wierzylam,ze wszystko sie jeszcze ulozy i bedzie dobrze...No i bylo dobrze,watpliwosci minely...Myslalam,ze wszystko co najgorsze juz za nami.Jednak tydzien temu moj chlopak oznajmil mi,ze przez kilka dni nie powinnismy sie widywac,bo musi cos przemyslec.Powodem tego [tak mi sie wtedy wydawalo] byla moja reakcja na to,ze nie moze pojsc ze mna na mature.Obrazilam sie na niego i nie chcialam sluchac jego wyjasnien...Nastepnego dnia napisalam mu smsa,ze ma mnie w dupie...Strasznie sie na mnie wkurzyl i powiedzial,ze nigdy by sie po mnie tego nie spodziewal...Powiedzial,ze dobrze,ze zauwazyl jaka jestem...To byla nie pierwsza sytuacja kiedy zachowalam sie jak rozkapryszona egoista myslaca tylko o sobie :/ Kilka razy tez go oklamalam choc za kazdym razem obiecywalam,ze to juz ostatni raz...On nie oklamal mnie nigdy...
Zgodzilam sie na kilka dni rozlaki...Myslalam,ze bedzie ok.Niestety gdy przyszedl do mnie powiedzial mi,ze ma takie same watpliwosci jak ja rok temu,ze nie wie czy mnie kocha...Postanowilismy,ze przystopujemy ze spotkaniami,bo moze za czesto sie widzimy [tzn.codziennie].Powiedzial mi,ze czasem sa teki dni,ze poprostu musi mnie zobaczyc i wtedy bedzie przychodzil.Zgodzilam sie.Bylam dobrej mysli.W niedziele zadzwonil do mnie i zapytal czy moze do mnie przyjsc w poniedzialek po pracy,bo strasznie sie czuje i calkowicie sie pogubil.Oczywiscie zgodzilam sie.Cieszylam sie,ze sie zobaczymy...Niestety tego samego dnia gadalismy wieczorem na gg...Powiedzial,ze mysli o mnie,ale nie wie co czuje,ze musi pobyc teraz w samotnosci,pomyslec i ,ze nikt nie moze mu pomoc.Zalamalam sie calkowicie.Stracilam go na zawsze,to koniec-myslalam.Tego samego dnia schowalam wszystkie jego zdjecia,prezenty.Juz nie bylismy przeciez razem...Czulam,ze caly moj sie legl w gruzach,myslalam,ze umre.BYlam na niego zla,ze tak szybko sie poddal.Ja walczylam z watpliwosciami 6 miesiecy i udalo mi sie je pokonac,a on??
Nastepnego dnia zadzwonilam do niego.Ustalilsmy,ze odezwiemy sie do siebie za miesiac i zobaczymy jak bedzie.Zapytalam sie czy mysli o mnie,powiedzial,ze ciagle...mialam nadzieje.Przedwczoraj dostalam od niego 2 smsy-co u mnie?on caly czas pracuje po godzinach[bo tak chce] i spi.Wczoraj zadzwonilam do niego,chcialam sie zobaczyc.Powiedzial,ze bede cierpiec jeszcze bardziej.Mowil,ze musi sam sobie z tym poradzaic i,ze nic nie rozumiem.Jakos udalo mi sie go namowic na spotkanie.Gadalismy ponad godzine.Powiedzial,ze na dzien dzisiejszy nic jeszcze nie wiem.Prosilam,zeby ze mna zerwal jesli tego chce.Nie chcial...Wiem,ze nie ma innej dziewczyny,ciagle pracuje,czasem po 12-13 godzin dziennie.Chcialam,zebysmy znowu zaczeli sie spotykac...Obiecalam,ze sie zmienie i nie bede taka egoista.Mowilam,ze takie czekanie mnie wykonczy.Powiedzial mi,ze do 2 tygodni da mi odpowiedz...Zgodzialam sie.Rozmawiajac z nim powiedzial mi,ze boi sie co teraz mysli o nim moja rodzina i gdzie bedziemy sie widywac...Gdy wracalam do domu z przystanku,bo go odprowadzilam napisal mi smsa-nie powiedzialem,ze to koniec na amen.
Siostra wyciagnela mnie wczoraj na dyskoteke,ale przed tym zadzwonilam do niego,aby powiedziec,ze sie tam wybieral.Powiedzial,ze ok.Ustalilismy,ze codziennie na dobranoc bedziemy pisac sobie smsy na dobranoc.Nie wzielam tel na dyskoteke.MIalam nadzieje,ze gdy wroce bedzie na mnie czekal sms od niego.Myliam sie.Ja napisalam mu smsa-wrocilam.dobranoc.Bylo to ok 2 w nocy.Nie odpisal...Dlaczego?Wkurzyl sie ,ze poszlam na dysokoteke?[nigdy wczesniej nie chodzialam] Nie wiem czy powinnam napisac mu dzisiaj smsa na dobranoc?
Ehh,ale moj problem polega glownie na tym,ze nie wiem czy powinnam miec nadal nadzieje,ze bedziemy razem...Nie chce sie rozczarowac ;( Czy mamy jakas szanse?Mam wierzyc w ten zwiazek czy przyzwyczajac sie do mysli,ze to koniec?Aha,dowiedzialam sie,ze on nie schowal moich zdjec,nadal chodzi w ubraniach,ktore ode mnie dostal.Ja wszystko pochowalam,przemeblowalam pokoj,zeby mi go nie przypominal.Co mam zrobic??Wierzyc ,ze bedzie dobrze czy nie??
GoSiAcZeK
Szalony pismak
Posty: 970
Rejestracja: 10.05.2005, 21:53
Płeć: kobieta

Re: miec nadzieje??

Post autor: GoSiAcZeK »

Zawsze warto mieć nadzieję, przynajmniej ja tak uważam... Nie wiem co masz zrobić, mogę jedynie napisać co ja bym zrobiła... Rozumiem, że cierpisz, ale jemu chyba też nie jest łatwo. Moja jedyna rada : Daj czas i jemu i sobie...
13.02.2005 r.

A. ;**
niezapominajka
Młody aktywny
Posty: 56
Rejestracja: 04.05.2006, 10:47
Lokalizacja: Włocławek

Re: miec nadzieje??

Post autor: niezapominajka »

miec nadzieje zawsze warto...trzeba przyznac ze teraz nie jest za ciekawie ale każdy związek ma swoje lepsze dni i gorsze...jesli to uczucie jakim on cie darzy jest silne i twoje wobec niego też to nie mam watpliwosci ze sie wam uda to przetwac...badz cierpliwa...
''Jestem tym, kim może być każdy z nas jeśli słucha swego serca.Człowiekiem, którego zachwyca tajemnica życia, który dostrzega cuda i czerpie radość z tego co robi''
Linka
Prawie autorytet
Posty: 3270
Rejestracja: 28.02.2004, 18:24
Lokalizacja: Elbląg

Re: miec nadzieje??

Post autor: Linka »

Troche mnie dziwi, jak po tak długim czasie zwiazku mozna sie zastanawiac czy sie kogos kocha czy nie. Ludzie w tym wieku zazwyczaj wiezdza, czego chca i nie bawia sie w kotka i myszke 20 razy zrywajac, dajac sobie czas na "przeczekanie najgorszego". Jesli w Twoim zwiazku sie tak ciagle dzieje to powiem szczerze, nie widze tutaj szans na dalsza przyszlosc. Rozumiem ze tyle czasu razem to wiele wspomnien, przyzwyczajen ktorych moze brakowac itp, ale na twoim miejscu nie wierzyłabym w cuda.

A w sprawie tego smsa- czemu nie odpisał? Moze po prostu juz spał?
stefan
pogromca twarożków
Posty: 1380
Rejestracja: 10.01.2005, 20:56
Lokalizacja: Bielsko - Biała

Re: miec nadzieje??

Post autor: stefan »

w związek - oprócz ludzi, którym chodzi tylko o seks - wchodzi się, żeby mieć nadzieję na wspólną przyszłość i aby tę przyszłość wspólnie planować.

wybacz, ale jak można planować coś z kimś, kto w ciężkim momencie musi być sam? po to się ma drugą osobę aby od niej to wsparcie otrzymać, jeśli tak nie jest to znaczy że najpewniej nigdy nie będzie.

życie to nie bajka, ciężkich problemów jest przed każdym mnóstwo. po to oddajemy serce ukochanej/ukochanemu, by móc w jej/jego obecności przetrwać najstraszniejsze burze.

dzisiaj na forum pojawił się wątek zatytułowany "nie wie czy kocha". jak się kocha, to się o tym wie. miłości nie wyliczysz matematycznie, nie wykryjesz żadnym detektorem. jeśli chłopak nie czuje że rwie się cały do Ciebie, to nie kocha.

uświadom sobie głęboko w duszy czego w życiu pragniesz - prawdziwego wsparcia czy ciągłych wahań i wątpliwości?
pietruszka
Szalony pismak
Posty: 788
Rejestracja: 12.01.2006, 21:32

Re: miec nadzieje??

Post autor: pietruszka »

nie zakończył tego. daj mu czas. niech dojrzeje do swojej decyzji. dopóki jest nadzieja nie wolno się załamywać. pisz mu dziś dobranoc. jeżeli on złamał obietnicę to ty bądź w porządku tak jak mu obiecałaś. zmień się dla niego. może właśnie na to on czeka. pomódl się. będzie dobrze:) i wyciągnij jego zdjęcia i prezenty... niech wie, że to ty go nie skreśliłaś. przecież tyle dla ciebie znaczy... i pamiętaj że nie wolno ci złamać tej obietnicy. po takim kryzysie związek musi być pielęgnowany. postaraj się aby z twojej strony wszystko było wporządku. powodzenia:)
na wrażliwość nie ma żadnego lekarstwa. mamy uczucia i dlatego życie tak boli.
Byczek
Szalony pismak
Posty: 591
Rejestracja: 19.10.2004, 22:04
Lokalizacja: Pruszków

Re: miec nadzieje??

Post autor: Byczek »

Kiedys w telewizji mowili, ze prawdziwa milosc (chemia?) trwa dwa lata, potem milosc moze (ale nie musi) troche zmalec, nalezy naturalnie zrobic sobie mala przerwe (ale nie zrywac ze soba), wtedy w rownie naturalny sposob zatesknimy za tym co bylo! Trzeba sobie przypomniec co bylo piekne w naszym zwiazku, nigdy nie wspominajmy zlych chwil! Jesli w zwiazku jest wiecej minusow jak plusow, nalezy taki zwiazek zakonczyc, jesli jest na odwrót to trzeba walczyc, ja tez mam czasem watpliwosci, ale wystarczy mi wieczor w samotnosci, wysluchanie kilku kawalkow ktore mi Ja przypominaja i jest gites!

I po raz kolejny powtarzam ze najwazniejsza jest rozmowa z partnerem, szczera, spokojna rozmowa, to podstawa! Wywolaj w nim ta milosc, pogadaj, powiedz zeby przypomnial sobie najpiekniejsze chwile, wspolne spacery, patrzenie sobie gleboko w oczy, romantyczne pocalunki, dotyk Twoich dloni, moze napisz dla niego wiersz? I wyjmij jego rzeczy ktore schowalas, nie zalamuj sie, jesli on to zobaczy, to bedzie wiedzial ze juz nie chcesz walczyc, a jezeli zobaczy ze walczysz, obudzisz w nim to samo! Bedzie wiedzial ze ma po co sie starac, jeszcze bedzie dobrze zobaczysz...
Niech kierunku nie wyznacza Ci horyzont, bo tak naprawdę
iść dokądkolwiek, to iść do nikąd
Offik
Prawie autorytet
Posty: 2650
Rejestracja: 02.12.2005, 13:16
Lokalizacja:

Re: miec nadzieje??

Post autor: Offik »

najgorsze co mozna zrobic to w chwili słabości uciekac....
Blood On The Ground
mroczny karol
Posty: 1085
Rejestracja: 26.08.2005, 12:37
Lokalizacja: Poznań

Re: miec nadzieje??

Post autor: Blood On The Ground »

Nadzieja zawsze jest. Jeśli chcesz w coś wierzyć, to będziesz wierzyć. Tylko po co się męczyć i czekać jeśli jakaś okazja może przelecieć Ci koło nosa? Btw. Radzę pisać w jakiś bardziej poprawny sposób, strasznie się czyta Twojego (zbyt długiego) posta.
Żyć to znaczy rodzić się powoli
smutna
Młody aktywny
Posty: 9
Rejestracja: 27.05.2006, 11:41

Re: miec nadzieje??

Post autor: smutna »

Mozecie zamknac ten temat.Rozstalismy sie definitywnie.
Zablokowany