Dzis jak wracalam ze szkoly byłaby swiadkiem potracenia pieszego... byłabym bo naszczescie hamulce niezawiodly... ale to były centymetry... pare sekund i ten czlowiek moglby juz nie zyc... Co prawda skonczyło sie na wielkim zgrzycie i pisku hamulców... ale zawsze... w tym momencie juz slysze ten "trzask"... juz widze kogos lezacego, juz mysle co wtedy? Wiem niby co robic, wszystko wiem. ale co z tego, jak nigdy tak naprawde nie ratowałam... Dzisiaj, gdy wokol samochodu zrobil sie tlum, juz myslalam, ze dzisiaj... ze bede musiala ten pierwszy raz... i do tego sama...
Moze to glupie, ale juz czulam, ze musze tam biec, jeszcze chwila, a naprawde wybieglabym z tramwaju... jakis obowiazek lub ciezar, ze teraz juz musze, bo wiem jak.
To takie dziwne... moze kazdy z Was to kiedys czul, a moze nieliczni... ale... teraz coraz bardziej sie boje, ze jak wkoncu cos sie zdarzy to, ze zawiode, ze nie dam rady, ze sie nie odwaze? A przede wszystkim, ze znowu moge byc wtedy sama
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)