Roztszaskane szczęscie ;(

Każdy prędzej czy później Jej pragnie, każdego dosięga Ręka Miłości, dla jednych jest łaskawa, inni błądzą i muszą walczyć. W tym forum piszemy o pułapkach, rozterkach i radościach związanych z wyjątkowym stanem jakim jest jest Miłość.
ODPOWIEDZ
bastard
Młody aktywny
Posty: 4
Rejestracja: 02.05.2007, 02:46

Roztszaskane szczęscie ;(

Post autor: bastard »

Właśnie się dowiedziałem, że osoba z którą byłem od 3 lat i z którą układało
mi się dotychczas świetnie, zastanawia się czy chce ze mną jeszcze być. Jest
to dla mnie kompletny szok! Chodzę otumaniony od 2 dni. Nie miałem wyboru i
zgodziłem się na przerwę której ona potrzebuje.

Byłem szczęśliwy (czy ktoś z was z całą pewnością może się do tego w tej
chwili przyznać?- ja do nie dawna tak, byłem ze wspaniałą osobą kochałem i
byłem kochany) Dziewczyna jest na prawdę wyjątkowa, ale myślę, że boi się
upływu czasu, że będąc ze mną coś bezpowrotnie jej ucieka. Jest młoda, po co
więc ma marnować czas na stały związek. Młodość to czas aby eksperymentować.
Może musi się sparzyć na kimś innym aby mnie na prawdę docenić (to ze mną
stworzyła pierwszy poważny związek w swoim życiu).

Myślałem, ze tego uniknę, że dając kobiecie to o czym marzy (bezpieczeństwo,
zainteresowanie, uwielbienie, szacunek, fascynację, uczucie, miłość,
wsparcie, itp.) jestem w stanie stworzyć trwały związek. Nie łudziłem się, ze
płomień, który wybuchł na początku naszej znajomości będzie trwał tak długo.
Miłość ewoluuje. Z wielkiej fascynacji przerodziła się w pełny zaufania i
wzajemnego zrozumienia związek- i na to liczyłem. Nie chciałem abyśmy byli
zakochani, to miała być świadoma miłość- nie to nastoletnie "chemiczne"
zauroczenie. Na prawdę byłem dla niej dobry. Wiele osób, które dowiadywało
się jak o nią dbam(od niej) jawnie jej gratulowało i w dobrym tego słowa
znaczeniu zazdrościło. Walczyłem o to aby nie wdarła się stagnacja, aby nigdy
nie powiedziała że kiedyś było wspaniale a teraz jest beznadziejnie. Jeszcze
2 tygodnie temu tarzaliśmy się radośnie po trawie. Dziś nie pozwala się
dotknąć.

Dobija mnie bezradność, bo to wszystko nie jest spowodowane jakimś moim
niegodziwym postępowaniem, nie mam co w sobie zmieniać. To są jej słowa.
Teraz czekam na jej ostateczną decyzję, wyrok. Za kilka dni lub tygodni
dowiem się czy szczęście mojego życia zostanie mi brutalnie odebrane. Dni
płyną a ja nie wiem co robić, czy podporządkować się, milczeć i dać jej czas
do namysłu, czy może walczyć i przypominać o sobie cały czas.

jestem załamany
czarownica333
Szalony pismak
Posty: 738
Rejestracja: 17.06.2006, 08:49
Lokalizacja: Krzeszowice

Re: Roztszaskane szczęscie ;(

Post autor: czarownica333 »

ehhh... kumpel mi kiedyś przesłał taki tekst, który traktował o tym jak uszczęśliwić kobietę/mężczyznę... Z niego wynikało, że mężczyzna potrzebuje od kobiety tylko dwóch rzeczy, zaś kobieta wymaga, aby mężczyzna posiadał wszystkie cechy z około 80 wymienionych... A jaki był z tego wniosek? Że nawet jeśli facet spełnia te wszystkie cechy, to kobieta może się znudzić jego doskonałością i uciec z pierwszym lepszym menelem...

To, że coś się nie ułożyło, to niekoniecznie jest Twoja wina - i to wiesz. Daj jej trochę czasu. Wiem, że czekanie jest bardzo trudne, ale musisz być cierpliwy. Spróbuj się dowiedzieć, czym spowodowane jest jej postępowanie - może ma teraz jakiś cięższy okres w domu, szkole i odbija się to na Tobie. Pogadaj z nią szczerze, może jest to wywołane jakimś drobiazgiem, który sprawia, że źle czuje się w związku, a można to łatwo zmienić. I to, co chyba najważniejsze - bądź przy niej. Dyskretnie, cicho, ale tak, żeby wiedziała, że ją wspierasz przy podejmowaniu decyzji, że ważne jest dla Ciebie jej szczęście. Nie próbuj robić nic na siłę, nie jesteś w stanie nic od niej wymusić.

Wiem, że to wszystko jest bardzo trudne, ale musisz być silny. Może jeszcze wszystko rozstrzygnie się po Twojej myśli. Po prostu daj jej trochę czasu.

Powodzenia ;)
"Kto na drodze swego życia zapalił choćby jeden promyk nadziei dla pogrążonego w czarnej godzinie, ten nie żył daremnie"
bastard
Młody aktywny
Posty: 4
Rejestracja: 02.05.2007, 02:46

Re: Roztszaskane szczęscie ;(

Post autor: bastard »

Dzięki za ciepłe, pełne nadziei słowa. Chyba tego właśnie teraz najbardziej potrzebuję wsparcia i pomocy. Nie wiem jak ma postąpić. W życiu kieruje się słowami, ze nigdy nie jest tak źle jak myślę. Niesamowita sprawa, ale to faktycznie się sprawdza. Kilkakrotnie byłem w sytuacji praktycznie bez wyjścia, kiedy miałem najczarniejsze (uzasadnione) myśli. Zawsze się jednak układało. Zawsze wychodziło to słońce i dawało nadzieję.

Boję się ze ona się wypaliła, że ten związek przestał być dla niej ważny. Zapytałem ją ostatnio jaka jest w jej życiu hierarchia celów (dla mnie ona była na szczycie). Ze smutkiem przy kolejnej rozmowie powiedziała, ze ja już nie jestem najważniejszy. Powinienem mieć nadzieję. Przy ostatnim spotkaniu tak jakby na dowidzenia długo i namiętnie się całowaliśmy, przylepiła się do mnie. Nie wiem czy coś tam w niej się wtedy poruszyła, obudziło, czy wręcz przeciwnie- zrozumiała ze kompletnie żadnych emocji już z tym nie wiąże. Obiecała mi jedno- że nas nie przekresla. Czas mija a ja mam nadzieję
Linka
Prawie autorytet
Posty: 3270
Rejestracja: 28.02.2004, 18:24
Lokalizacja: Elbląg

Re: Roztszaskane szczęscie ;(

Post autor: Linka »

Z tego co wiedze, jestes dosc uczuciowym facetem i fajnie, ze to okazujesz. Rzadko mozna sie spotkac z tym, zeby facet tak bardzo okazywał jak mu zalezy na kobiecie.
No, ale przejde do sprawy. Jestem w zwiazku z podobnym stazem... jestesmy ze soba dlugo, bywaly dobre i zle chwile. Czasami mialam wszsytkiego dosc, krzyczałam, obrazałam sie, chciałam konczyc znajomosc. Ale w glebi wiedziałam, jak bardzo mi na nim zalezy. Przed soba nie mielismy w sumie zadnym zwiazkow, wiec czasami (mysle ze oboje) zastanawiamy sie, jakby to bylo gdybysmy nie byli razem. Wiadomo, ze zwiazek zobowiazuje do wielu rzeczy, dlatego mimowolnie powstaja mysli czy nie lepiej byloby "na wolnosci". Pomimo tego, moj chlopak zawsze wydawał oddany tylko mi, jakis czas temu powiedzial ze nie wie czy chce byc ze mna, chcial przerwy ale sie nie zgodzilam. Zmuszałam go do spotkan, tłumaczylam mu, mowilam by sie zastanowil. Jak widzialam ze to nie skutkuje to probowalam byc obojetna. Od razu sie otrzasnal, przeprosil mnie i wszystko wrocilo do normy. Od tamtej pory minelo sporo czasu i raczej zadne z nas nie chce konczyc zwiazku.

Moge Ci poradzic, zebys walczyl. Zwiazku z takim stazem nie konczy sie tak po prostu. Kazdego czasami nachodza zle mysli, ale wszystko powinno sie ulozyc. Dziewczyna przemysli swoje, zateskni i odezwie sie. Zycze powodzenia.
SkaTe_GirL
Prawie autorytet
Posty: 2969
Rejestracja: 24.06.2003, 17:28
Płeć: kobieta
Lokalizacja: NY! :D

Re: Roztszaskane szczęscie ;(

Post autor: SkaTe_GirL »

Moment.
W drugim poscie piszesz, ze klamales i dlatego rozpada sie zwiazek, a tu, ze to ona ma watpliwosci... Ty wez sie zdecyduj ; -]
Podpisuj Dni Imieniem Swym.!
Krolujesz Im.!
;)
because
Młody aktywny
Posty: 1
Rejestracja: 16.05.2007, 10:07
Lokalizacja: żory

Re: Roztszaskane szczęscie ;(

Post autor: because »

roztrzaskane szczęście...

widze bastard. że faktycznie troche ci się potrzaskało wiec moja rada jest taka: jeśli ją kochasz to o nią walcz!!! Nie pozwól swojemu szczęciu tak po prostu odejść! Nawet gdyby ostatecznie wszystko runęło będziesz wiedział że zrobiłeś wszystko i nigdy sobie nie powiesz ”może to moja wina ,może mogłem coś zrobić”

moje szczęście się roztrzaskało rok temu, tylko że nie jest już do posklejania. Ciężko powiedzieć że żałuje, bo jak na tamten czas robiłam to co czułam. Nawet było bardzo podobnie jak u ciebie… Byliśmy razem przez rok(co 3 lata to nie 1 ale dla mnie to było długo). Wszystko układało się pięknie, on był dla mnie taki jak ty(porównując co pisałeś jaki byłeś dla swojej dziewczyny).po pół roku zaczęły się problemy, a problem był we mnie sama nie potrafie określić dlaczego, ale stawałam się coraz bardziej nieszczęśliwa, zaczęłam nie lubić siebie, nie akceptować tego jaka jestem. Zastanawiałam się dlaczego taki wspaniały chłopak chce ze mną być. Moje problemy i poczucie beznadziei w środku rosło z miesiącam. Nie mówiłam mu tego nie chciałam żeby wiedział i martwił się a przede wszystkim bałam się że chcąc mi pomóc, nie poradzi sobie i załamie się razem ze mną. Nie widział, że coś jest nie tak, bo nie chciałam tego pokazywać. tym bardziej, że widywaliśmy się dość rzadko(był w szkole z internatem i do domu wracał na weekend).nie chciałam tego tak cennego dla nas czasu marnować na smutki i użalaniu się. A to we mnie rosło i rosło aż stwierdziłam coś coś, co mnie dobiło:”NIE POTRAFIĘ KOCHAĆ!”.nie wytrzymałam już. powiedziałam mu że mam okropne problemy ze sobą i właśnie to zdanie które zacytowałam przed chwilą…to był dla mnie najtrudniejszy moment w życiu (jak dotychczas). Widziałam że dla niego to był szok i jak bardzo go to bolało. Mówiąc to nie chciałam zerwania, a tym bardziej nie chciałam żebyśmy się rozstali na zawsze. Po kilku ciężkich dniach postanowiliśmy, że zrobimy przerwe i będziemy na razie dla siebie przyjaciółmi ale nie rozstaniemy się!!! Niestety…nieudało się… on wyjechał na miesiąc, a po powrocie był dla mnie już zupełnie inny. Przestał się odzywać, traktował mnie jakby wszystko było moją winą. Ja już nie miałam siły na ratowanie związku bo sama nie potrafiłam sobie dać rady ze sobą kiedy odszedł było ze mną już tylko gorzej i gorzej, aż zaczęłam szukać dla siebie pomocy… okazało się że mam depresje zaczęłam inaczej patrzeć na wszystko co się działo. Zrozumiałam że to co się ze mną działo to nie była tylko moja wina. Depresja jest chorobą…teraz już powoli z tego wychodzę, zaczynam układać życie od nowa, ale często zastanawiam się nad tym, co straciłam. Dlaczego on mnie zostawił samą? Dlaczego nie walczył? Czy to co nas łączyło było tak mało warte że nie wytrzymało próby? A może takie jest życie, że najpierw daje ci szczęście o którym nawet nie śniłeś, by potem ci go brutalnie zabrać…
ODPOWIEDZ