po co...

Każdego z nas nurtuja pytania i dylematy o których trudno myśleć, a co dopiero głośno rozmawiać. I to jest własnie odpowiednie miejsce na poruszanie trudnych, nurtujących Was tematów, także tabu. Żadnych ograniczeń moralno-etycznych!
Andzia_P.
Młody aktywny
Posty: 89
Rejestracja: 04.05.2005, 21:54
Lokalizacja: Chorzów

Re: po co...

Post autor: Andzia_P. »

Mi sie wydaje ze wlasnie po to zeby byc zawsze razem... slyszymy niby glupie slowa "na dobre i na zle" ale sa prawdziwe slyszymy klotnie ale za tydzien czy dwa zapominamy o nich i widzimy jak nasza cala rodzina je razem obiad lub siedzi na pikniku w parku.... wiazemy sie z 2 osoba po to zeby zawsze pamietac dobre chwile... wyoraz sobie zwiazek nastolatkow... moga ze soba zerwac a potem pamietaja zle chwile...zwiazek malzenski jest inny jest trudno zerwac...i.... przypominamy sobie te dobre chwile spedzone razem....
Dzielic bol to polowa bolu
Dzielic radosc to radosc podwojna!
dagusia
Młody aktywny
Posty: 7
Rejestracja: 12.06.2005, 00:29
Lokalizacja: Wrocław

Re: po co...

Post autor: dagusia »

a moi rodzice...mowie zawsze ze ojca nie chce znac...i mi smutno z tym...jest nalogowym alkoholikiem chociaz twierdzi ze nim nie jest...bylam mala jak sie rozstali, mieszkali jeszcze ze soba potem, rozwod wzieli pozniej bo moj ojciec nie chcial
Mama zrobila dobrze ze sie z nim rozstala.Wiedziala jak bedzie wygladac nasze (moje i mojego brata) zycie jesli tego nie zrobi bo sama miala ojca alkoholika. Nie pamietam rozwodu, bylam za mala.Tesknilam za ojcem.Nadal tesknie.Ale nie za tym czlowiekiem ktory byl nim biologicznie ale za kims kto mnie przytuli. Mama jest dzielna, swietnie daje sobie rade, utrzymuje nas, dom,sama,chociaz w pracy osattnio ciezko,pare miesiecy bez wyplady.Zaradna z niej babka :)
Nie rzucila go odrazu.Probowala, ale z tym czlowiekiem sie nie da rozmawiac. Kiedy doroslam to zrozumialam.
Teraz mam 19 lat. Juz mam kogos do przytulenia :) jest nim moj chlopak, chyba wie o tym ze spelnia troche role mojego tatusia :) jest strasznie opiekuczy i dobry. Jestesmy ze soba dopiero pol roku ale ja juz zaczelam myslec jak to bedzie w przyszlosci jak moj zwiazek z nim sie utrzyma. Jego rodzicom pasuje i chcieliby miec najwyrazniej taka synowa jak ja :) A ja sie boje malzenstwa :( On pochodzi w sumie z ttradycyjnej rodziny...mamusia gotuje i paracuje, ojciec wykonuje ciezsze prace w domu i tez pracuje oczywiscie. Czasami wydaje mi sie ze zyja wedlug jakiegos z gory ustalonego schematu. Wydaje mi sie ze on by chcial ten schemat przerzucic i wykorzystac we wlasnej rodzinie a ja chce zyc tak jak mi to pasuje...tworzyc wlasne zycie i wlasny dom, nie zeby wszystko bylo "jak u mamy".
Poza tym boje sie malzenstwa z oczywistego powodu. Nie wierze ze malzenstwo moze sie utrzymac :( wiem ze On by o mnie dbal, ale boje sie ze to ja bede stwarzac problemy w zwiazku... On jest wspanialy, zawsze jak cos jest nie tak, nie ucieka tylko chce ze mna rozmawiac...to ja bym czesto chciala wtedy gdzies uciec. Czesto jest tak ze pyta mnie o to co sie stalo. A ja nie umiem mu odpowiedziec, zazwyczaj dlatego ze w sumie to nic sie nie stalo ale jakos mi nagle sie smutno zrobilo. to glupie, wiem. szukam problemow i cos zawsze mu odpowiem, ale itak wychodzi na to ze jak nawet jest jego wina to jednak on nie chcial zle,a ja sie czepiam-ujmujac w skrocie. Przeprasza mnie i juz jest dobrze.
Nie wiem czy umiem z kims zyc...Uwazam ze malzenswto wszystko niszczy. Ludzie przestaja o siebie sie troszczyc. Wiem ze On nigdy nie przestanie o mnie ale boje sie ze wiekszosc tej milosci ktora teraz mi daje przeniesie sie w przyszlosci na nasze dzieci a ja pojde w odstawke :emm:
Nie wiem czego sie boje. Ze przestanie mi na nim zalezec?? Ze bedzie zle??
W naszym przypadku to nie jest zauroczenie, moze z jego strony, ale chyba tez nie. Dlugo sie zastanawialam bo na poczatku mi sie nie podobal, ale milosc przyszla z czasem. Na samym poczatku mowilam sobie "to bez sensu, zobaczymy ile wytrzymamy razem" a to juz minelo pol roku. I jest mi z nim dobrze. Nie znalam jeszcze ta czulego faceta. Nie wiedzialam ze ja jestem tak wrazliwa.

On mierzy mnie czasami kategoria "dziecko z rodziny patologicznej". Denerwuje mnie to strasznie :( Nie wiem czy ojcicec mial duzy wplyw na moje wychowanie, w sumie to malo pamietam zdarzen w zyciu w ktorych by uczestniczyl. Bylam naprawde mala kiedy juz z nami nie mieszkal, a itak rzadko bywal w domu. Na mnie mial raczej wplyw jego brak niz jego zachowanie.

Boje sie tylko ze popelnie taki sam blad jak mama i zwiaze sie z facetem ktory stanie sie alkoholikiem. Przeciez ona tez uwazala i co?? A przeciez jest o wiele bardziej zaradna niz ja :(

Pewnie odbieglam od tematu, mam nadzije ze nie wywalicie tego :zdziwko: Musialam sie wygadac ludziom ktorzy moze maja ze mna cos wspolnego :) Bardzo chcialabym miec normalna rodzine w przyszlosci, zyczcie mi powodzenia :) Pozdrawiam
ylka
Człowiek czynu
Posty: 1122
Rejestracja: 30.07.2003, 22:37
Płeć: kobieta
Lokalizacja: Warszawa

Re: po co...

Post autor: ylka »

bo wydaje mi się, że.
fascynacja jest tylko uczuciem, a uczucia mają to do siebie, że mijają. i trzeba tu chyba czegoś więcej. (być może dlatego, że jestem zwolenniczką pojmowania miłości wg św. Tomasza...)
ale dlaczego tak się przejmujesz? to normalne, że ludzie się kłócą... ba! moim zdaniem to jest nawet potrzebne, bo niejako 'oczyszcza', hmm, atmosferę? ja rozumiem, żeby oni się rozwodzili... to tak. wtedy zadaje się pytania typu: 'a po co to wszystko było?' - ale kłótnie? to chyba dzieci (swoich rodziców) tak to przeżywają...
smile like a melon slice : )
mblaster
Młody aktywny
Posty: 26
Rejestracja: 06.06.2005, 21:14
Lokalizacja: Łódź

Re: po co...

Post autor: mblaster »

Dagusia...

Zyj chwila ;] nie mysl kategoriami "i tak sie kiedys rozstaniemy" ... mam we Wrocławiu przyjaciolke (ostatio sie troche poklocilismy... :( ) ktoora podobnie podchodzi(la?) do sprawy. Poznala chlopaka (mojego przyjaciela ;)) i jest im dobrze! Czasem sie chyba kloca i w ogoole ale to przeciez normalne! Wierze ze bedzie im dobrze i ze jesli przetrwaja studia... to sie hajtna ;) Nie panikuj!

druga sprawa... Rodzice ;] ja tez mialem ojca alkoholika (do tego cpun i defraudator pieniedzy)... nie tesknie z anim ;] nawet go nie wspominam... dla mnie poprostu nie istnieje ... to naprade dobry sposoob! poprostu nie czuje do niego nic :] nie wiem gdzie mieszka i tak dalej... a niedawno sie wyprowadzilem z Wrocka to teraz z pewnoscia go nie spotkam ;)

Inna sprawa to moja mama ... cos sie stalo dziwnego :P a moze zawsze tak bylo? nie da sie z nia zyc!! poprostu nie da!! wyprowadzam sie z domu.. w tym tygodniu ;] zobaczymy jak to bedzie... mam 18 lat to moge isc do roboty ;] wprowadze sie do siostry... troche ja wspomoge finansowo... bedzie OK! a potem jade na studia do Wroclawia

ciesz sie ze masz kogos do przytulenia ;) mi tego czasami bardzo brak.. szcegolnie teraz... kiedy stracilem Matke i przyjaciol (wyprowadzilem sie z Wroca ... i z najlepszym przyjacielem sie poklocilem :/ no i ze swoja znajoma bliska tez :/ ehh.. moze to ze mna cos nie tak?)

*wyjechalem poza topic ? :]*

Jesli chodzi o klotnie miedzy rodzicami... jesli sa czeste, intensywne z wyzwiskami, slowami ktoore mozna bylo pominac lub potem zalowac... to poprostu do siebie nie pasuja :] ja tak twierdze ;)
I just want to Live
Byczek
Szalony pismak
Posty: 591
Rejestracja: 19.10.2004, 22:04
Lokalizacja: Pruszków

Re: po co...

Post autor: Byczek »

Nie wiem od czego to zalezy, malo jest domow gdzie nikt sie nie kłóci z powodu pieniedzy, to dziwne, ale u mnie tak jest ze mimo ze pieniedzy nie ma rodzice sie nie kłócą, w sumie dopiero teraz sobie to uswiadomilem, moja mlodsza siostra chodzi jeszcze do szkoly, ja pracuje, ojciec tez, natomiast mama nie, nie moze sobie nic znalezc i na pewno bardzo nad tym ubolewa, bo ile mozna siedziec w domu i gotowac, sprzatac, prasowac itd. Nudy czlowieka zżerają, mimo wszystko jedyne powody do krzyków daje ja sam, o jakies glupoty najczesciej!

Ale przeciez nie wszyscy maja takie nerwy ze stali jak moi starzy i trudno sie dziwic, ludzi dopadaja takie depresje zwiazane z dzisiejszym swiatem ze tylko sie wyzyc na kims innym, najczesciej, niestety, kims niewinnym...
Niech kierunku nie wyznacza Ci horyzont, bo tak naprawdę
iść dokądkolwiek, to iść do nikąd
dagusia
Młody aktywny
Posty: 7
Rejestracja: 12.06.2005, 00:29
Lokalizacja: Wrocław

Re: po co...

Post autor: dagusia »

mblaster pisze:Dagusia...

Zyj chwila ;] nie mysl kategoriami "i tak sie kiedys rozstaniemy"
Tylko ze to nie jest takie proste...na kazdym kroku mysli sie o przyszlosci...czasami mysle ze moj chlopak daje mi bezpieczenstwo i dlatego chce z nim byc. Zastanawiam sie czy to jest prawdziwa milosc i czy w przyszlym zyciu,kiedy stane sie juz samodzielna i ni ebede potrzebowala takiej opieki jaka on mi daje(o ile cos takiego sie zdarzy) bede umiala z nim nadal zyc. Nie chce powtarzac schematu mojej rodziny, nie chce sie rozwodzic, ale boje sie, ze to kiedys samo przyjdzie. Ze bede sobie stwarzac problemy i bedzie mi z nim zle a wtedy bede chcaiala rozwodu. Inni ludzie chyba nie biora takiej mozliwosci pod uwage, ja jednak mysle w ten sposob: jesli komus jest w zwiazku zle, to nie musi tego znosic,lepiej sie rozstac.
Nie przezylam jakiegos strasznego szoku przez rozwod moich rodzicow wiec moze jednak to nie jest takie straszne??
Rico
Młody aktywny
Posty: 24
Rejestracja: 06.08.2003, 10:36
Lokalizacja: z daleka

Re: po co...

Post autor: Rico »

Ktoś mądry kieldyś powiedział że człowiek nie jest przyzwyczajony do monogami do 1 partnera na całe życie że po paru - parunastu latach nastepuje monotonia i znudzenie i wtedy szuka sie czegoś nowego.
Ktos inny z kolei powiedział że jak kłopoty finansowe wchodzą dzwiami to miłość wychodzi oknem.
Ja myśle tak sytuacja w państwie jest jaka jest czyli nie oszukujmy sie nie jest za kolorowo a przez ostatnie lata z roku na rok coraz gorzej. Ludzie nie maja pracy wieczna pogoń za pieniądzem a tu opłaty coraz wieksze coraz droższe życie i utrzymanie rodziny, niema czasu ani pieniedzy żeby sie wyrwać na wakacje z dziećmi oderwać sie od tego. Puki jesteśmy młodzi i niezależni to możemy sobie odłożyć na to czy na tamto i mimo szarego życia troszeczke zaszaleć. Dorośniemy bedziemy mieć dzieci i rodzine i co i już niebedziemy mieli takiej swobody, dobrze jheśli bedziemy mieli dobrą prace, ale o dobrą prace coraz trudniej. I wtedy zaczyna sie znudzenie życiem i tymi problemami problemy zaczynają brać góre nad miłością i zaczynają sie kłutnie i awantury bo niema gdzie rozładować tego ogromnego stresu. To jest główny powód kłutni rodzinnych ale są też i inne.
Ja wam dobrą rade dam wszystkim - jak tylko skończycie szkołe to wy.....ć jak najdalej stąd bo w tym bagnie jakie jest w naszym państwie to my sie potopimy zanim czegokolwiek sie dorobnimy.
"... co bedzie dalej??... hmm... tego nawet ja nie ośmiele sie przewidywać.
Gosieńka
Młody aktywny
Posty: 37
Rejestracja: 12.06.2005, 23:19

Re: po co...

Post autor: Gosieńka »

Wydaje mi się, że w każdym związku bywają kłótnie. I tego się już nie zmieni. Jak byłam mała to wszyscy wokoło powtarzali takie przysłowie: "Kto się czubi, ten się lubi". Jest w tym chyba sporo prawdy. Kłótnia to moim zdaniem wystawienie związku, czy przyjaźni na próbę.

Znudzenie życiem zazwyczaj następuje i to chyba nie tylko w teraźniejszych czasach. Dawniej też tak było. Dlatego trzeba starać się urozmaicać to życie, wyjeżdżając czasem gdzieś za miasto czy w jakieś miłe miejsce, z którym ma się jakieś przyjemne wspomienia.

W obecnych czasach jednak wkurza mnie trochę, że ta rozwijająca się ciągle technika, komputery itp. zabiera ludziom sporo czasu, który mogliby oni wykorzystać dla innych, żeby spędzić czas z bliskimi, przyjaciólmi..
ODPOWIEDZ