
W drugiej klasie liceum zadurzyłam się w koledze z klasy.. czekałam na niego rok, aż w końcu w marcu tego roku stało się to czego pragnęłam od tak długiego czasu... zostaliśmy para, a ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie i nigdy nie zapomnę tych motylków w brzuchu..ehh. Niestety nasz związek trwał niecałe 3 miesiące.. szkoła się skończyła, on poszedł do pracy.. zerwaliśmy tydzień temu, w zasadzie była to nasza wspólna decyzja.. rozstaliśmy sie z powodu braku czasu na jakiekolwiek spotkania z jego strony, nie miał czasu ( a może ochoty? ) na napisanie choćby jednego głupiego smsa..nie mówiąc już o spotkaniu.. on chciał żebyśmy zostali przyjaciółmi.. ale od tamtej pory nie miałam z nim kontaktu.. i właśnie dlatego jest mi źle.Był tym pierwszym pod każdym względem... Ja właściwie nie wiem czy to była miłość,,czy to jest miłość, czy ja po prostu nie potrafię być sama, ale jak tylko o nim pomyślę, albo przypomnę sobie chwile kiedy było dobrze od razu mam łzy w oczach


