Tego dnia tłumaczyłem ufnie wpatrzonym we mnie uczniom istotę aiki. Na podstawie własnych przeżyć celnie i błyskotliwie odkrywałem im tajniki, sekrety, zawiłości i arkana…

Wten drzwi dojo z trzaskiem otwarły się i wkroczył do środka Leon, ten hochsztapler i kanciarz, któryż pod szyldem naszej szlachetnej sztuki jeno kasiore trzepie i młode naiwne duszyczki na złą drogę sprowadza.

Za nim wkroczyło pół tuzina jego ogłupionych, ślepo zapatrzonych naśladowców. Włos zmierzwion, keikogi rozchełstane, ryjki czerwone i wsciekłe…

– Ty zaklejasz moje wysokonakładowe, profesjonalne i efektowne afisze swoim badziewiem i to tak, że ni adresu, ni telefonu, ni, o zgrozo, numeru konta zoczyc nie sposób!!!! – ryknął – w ten sposób, jak nic, utrudniasz mie działalność zarobkową i na koszty przeróżne narażasz!!!
– Drogi Leonie – odparłem spokojnie i wyrozumiale – mylnie interpretujesz coś, co ogólnie uznaje się w świecie cywilizowanym za tzw marketing agresywny…

Ten jeno zczerwienił się bardziej i krzyknął: – Tera to ja ci pokaże marketing
– Hola, hola – ryknąłem słusznym gniewem uniesion – Czyżbys Leonie o zasadach zapomniał???

Należymy do różnych organizacji i dobrze wiesz, co to znaczy. Twoje techniki nie działają na mnie a i ty odporny jestes na moje. Póki płace składki członkowskie w terminie twoje ki jest mi niegroźne.
– No tak, zapomniałem – odrzekł zbity jak, nie wiem co, z pantałyku. Ogłupionymi oczkami jął błądzić wokół, szukając żałosnie ratunku. Wten wpadłwszy na jakiś pomysł diabelski spojrzał na mnie fałszywie i przebiegle: – A tak umiesz??? – rzucił Po czym bez słowa chwycił jednego ze swoich zauszników za łapę, wykręcił ją okrutnie i miotnął chłopem o ziemie aż zachuczało…
– Taki dżynks prostacki to dla mnie pikuś!!! – rzekłem

Elegancko skłoniłem się w stronę rzędu moich uczniów. Wzorowych, zadbanych w śnieznobiałych, zaprasowanych kimonkach a twarzach mądrych i oczytanych. Wezwałem jednego do siebie. Chlubę moją, smukłego jak hart, silnego jak tur i szybkiego jak rącze coś tam. Podszedł do mnie żwawo i wymierzył cios straszliwy a celny.

Lotem błyskawicy zszedłem na bok i łącząc się z uniwersum wysłałem potężny ładunek ki w jego centrum. Zakreślił koło w powietrzu i spadł na ziemie z hukiem potężnym i jękiem.
– Ooooo – zamruczał rząd moich dzielnych hartów.

Spurpurowiał Leon widząc to i jak nie ciulnie natenczas swojego w papę…nim się chłop pozbierał już ci Leon od tyłu dusić go zaczyna…chwila nie minęła gdy padł bez czucia pod nogi hochsztaplera.

Na to ja z gracją i wdziękiem przejałem kontrole nad centrum swojego z pomocą dzwigni starożytnej i szlachetnej. Ciszę dojo przerwał zgrzyt nadrywanych ścięgien.
– Wooooooow – zaskandował rząd moich orłów.

I takśmy zaczęli. Minuty mijały a to ja a to Leon śmy coraz to straszliwsze techniki zapodawali. Co on tak, to ja tak. Jak on wte to ja wewte. Krew tryskała, zęby dyskretnym stukotem opadały na matę, siniaki liczne przybierały barwę szlachetnej purpury, łękotki subtelnie zgrzytały zrywane.

Wten Leon przebrzydły postrzegł, ze jeno jeden uke mu lekko pobiy został. Reszte szpetnie połamał i zdrowia w sposób barbarzyński pozbawił… sapiąc i dysząc wzrok we mnie nienawistny wbił i już ci tymi swoimi świńskimi oczkami wiercic zaczyna…

Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym szlachetnej pogardy i pojałem, że już tylko broń najstraszliwsza mi pozostała. Poprawiłem poły nienagannego gi, pogładziłem zakładki perfekcyjnie załozonej hakamy i rzekłem głosem dostojnem:
– Wiesz Leonie, ze tysiące treningów i lata medytacji doprowadziły mnie na poziom tak potwornie wysoki, że jakbys tu na nim był przez chwile i popatrzył w dół to by cie normalnie zwymiotło? Pojąłem istotę bytu i znam takie odpowiedzi na które ty bys nie umiał nawet zadac pytań – tu pozostawiłem chwilke na aplaus obecnych – na takim poziomie, Leonie, siły się w człowieku budza potworne i starożytne. Ki taka, ze mózg staje a i przeczucie Cie takie czasem nachodzi, że wiesz co będzie, co było i czasami po co. To że tu przyjdziesz wiedziałem wcześniej, bo mi mój miszczowski szósty zmysł powiedział.

Zza poły wyciągnąłem gustownego formatu uroczą książeczkę
– Czy wiesz Leonie co to jest? Otóż dziś rano wiedzion przeczuciem zapisałem Cię do naszej federacji i wzorowo jak zawsze opłaciłem składki członkowskie. Tak więc od teraz nie jesteś już odporny na moje ki a i moje perfekcyjne i normalnie od niechcenia robione techniki mogą już być dla ciebie mordercze….

Zadrżał Leon, zadrżeły jego przyboczni. – teraz Leonie policze po japońsku do trzech i żeby cie moje sokole oczy wiecej nie widziały bo…

I już ich nie było.

Przygotował
T.Sarnatowicz (muha)
Artykuł dostarczył Fighter za zgodą autora.

O czym myśli, a co mówi kobieta?