– Ale plucha – jęknęłam w duchu – Jeszcze parę metrów i z tego kwiatka zostanie tylko korzeń w doniczce. Mocniej otuliłam ramionami zapakowany w celofan prezent. Folia szeleściła szarpana podmuchami wiatru, ciężki pakunek wymykał mi się z rąk.

Szłam ze spóźnionym prezentem z okazji Dnia Dziadka, przepiękną guzmanią wymarzoną przez staruszka. Mój dziadek był bowiem zapalonym ogrodnikiem, a jego miłość do natury rozciągała się też na zwierzęta, no i na ludzi. Bardzo często określano go mianem dziwaka, bo wypuszczał do wody złowione ryby, nigdy nie zabijał pająków i potrafił, wracając z działki, rozdawać każdej napotkanej kobiecie kwiaty z ogródka. Dla mnie jednak był cudownym przyjacielem, towarzyszem zabaw i rozmów. To on nauczył mnie grać w szachy, odradzał wybór kierunku studiów z rozsądku, popierał i rozwijał pasje i wrażliwość na sztukę i słowo pisane. To wreszcie on pocieszał mnie po rozstaniu z Michałem tłumacząc, że widocznie jego serce biło zbyt wolno i nie mogło się zgrać z moim rytmem. Na samo wspomnienie w oczach zalśniły łzy.

– Uwaga! – nagle usłyszałam krzyk za sobą po czym ktoś z ogromną siłą chwycił mnie za kaptur kurtki i szarpnął do tyłu. Z zaskoczenia upuściłam doniczkę z kwiatkiem, która spadła na chodnik z hukiem rozpryskując przy tym krople brudnej wody z kałuży.

– Co się Pani zabić chciała?! – usłyszałam głos tuż przy uchu.

Odwróciłam się z wściekłą miną bo przecież przez właściciela nieznanego głosu mój prezent uległ kompletnemu zniszczeniu. Koło mnie stał potężny olbrzym w puchowej kurtce, ale ja widziałam tylko jego czarne oczy miotające w ciemnościach niebezpieczne błyski.

– Na życiu Pani nie zależy? Tyle pięknych rzeczy na świecie jest , a taka ładna dziewczyna powinna być teraz na kolacji z chłopakiem a nie wchodzić pod koła samochodu.

– Co? Ja? – wyjąkałam zdumiona i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałam się dookoła. Okazało się, że tak bardzo byłam zatopiona w myślach, ze nie zauważyłam czerwonego światła i beztrosko weszłam na ulicę, prosto pod koła pędzącego samochodu. Całe szczęście, ze ten chłopak za mną szedł i w odpowiednim czasie zdążył mnie zatrzymać. Tylko, że mój prezent leżał teraz smętnie w wodzie a z przepięknej ceramicznej donicy zostały zaledwie skorupy.

Zapominając o wdzięczności za uratowane życie powiedziałam nieuprzejmie – No i co Pan zrobił? Teraz to się tylko na wyrzucenie nadaje a nie na prezent – po czym wybuchnęłam płaczem. Łzy zmywały wszystko: obraz Michała, stracony podarek i szok wywołany całym tym zdarzeniem na ulicy.

– No i masz ci los – westchnął nieznajomy – I gdzie tu wdzięczność? Proszę nie płakać, nic się nie stało – pocieszał – No już. A tą doniczką proszę się nie martwić, zaraz odkupię. Kwiatek ocalał , proszę zobaczyć – uśmiechnął się i podstawił mi pod nos ociekająca błotem guzmanię – Idziemy, znam małą kwiaciarenkę z cudownymi rzeczami. Coś tam na pewno Pani wybierze. Tylko musimy się pospieszyć bo już jestem spóźniony.

Chwycił mnie mocno za rękę i pociągnął za sobą. Byłam tak oszołomiona, że bez słowa sprzeciwu poszłam za nim. Gdzieś z oddali docierało do mnie, jak mówił, że ma na imię Artur, i że… prowadzi mnie w znanym mi tak dobrze kierunku.

– To mój przyjaciel. Pomoże ci wybrać coś ładnego dla tego kwiatka. To bardzo miły starszy pan, zaraz się sama przekonasz – wyszeptał konspiracyjnie otwierając mi drzwi.

– O Justynka, Artur. To wy się znacie? – przywitał nas już od progu tubalny głos dziadka.

Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni. – Czyżby to był ten miły młody człowiek, syn sąsiadki, o którym ostatnio staruszek tak często wspominał? Ten florysta marzący o własnej kwiaciarni? – myślałam.

– Przybywam na ratunek pańskiej, jak sadze, guzmani. Olśniony urodą Pana wnuczki zbiłem doniczkę i teraz musze ponieść karę – Artur roześmiał się figlarnie i zrobił do mnie “perskie” oko …

W tym roku tez obydwoje stanęliśmy razem w progu kwiaciarni. Tylko, że tym razem w dłoniach trzymaliśmy przepięknego bordowego storczyka, a kwiaciarenka w której odwiedziliśmy dziadka, była już naszym wspólnym przedsięwzięciem.

Przygotowała
Justyna Gul

Gwiazdkowe opowieści
Świętego Walentego...