Bill Gates. Człowiek znienawidzony przez większość użytkowników komputerów na świecie. Bajecznie bogaty szef informatycznego imperium. Każdy człowiek pozujący na prawdziwego komputerowca przyjmuje za punkt honoru od czasu do czasu wykląć Gatesa na czym świat stoi. To takie modne…

Zdawało mi się, że zabawy w rozwałkowanie Billa już dawno odeszły w przeszłość. Myliłem się. Od czasu do czasu temat wraca i od nowa rozpalają się gorące dyskusje: dobry on czy zły, gra fair czy jest oszustem? Pomyślmy…

Jednym z zarzutów stawianych Billowi jest monopolizacja rynku. Mówi się jakiż to on okrutny, jakież to sprytne chwyty stosuje aby opanować świat komputerów, jak to wpędza konkurencję w maliny…

A jak u diabła miałby postępować? Powinien złożyć broń i poddać się? Spieprzyć firmę, wywalić najlepszych programistów albo przerzucić się na inny biznes? A może powinien dofinansować konkurencję lub też po prostu zbankrutować w imię walki z samym sobą? Microsoft z Billem na czele prowadzi zwyczajną walkę z konkurencją, a na tym opiera się cała idea kapitalizmu. Każdy przedsiębiorca, od producenta majtek po koncern lotniczy Lockheed Martin, ma na celu zdobyć tak wielką część rynku jak to możliwe!

Winę za istnienie monopolu Microsoftu ponosi nie on sam ale konkurencja i klienci. Konkurencja jest niemrawa, różne (czasem potężne) firmy dłubią przy Linux’ie, ale nikt nie wkłada w ten interes zbyt wielkich pieniędzy. Dlaczego? Otóż ludzie lubią Windows! Gdyby było inaczej, gdyby Okienka były tak straszliwie zawodne jak niektórzy to sugerują, gdyby prawdą były wszystkie makabryczne opowieści o Windowsie, jego cenach i fatalnej jakości, to każdy powinien już dawno sięgnąć po konkurencyjny – darmowy przecież! – Linux. Nikt tego jednak nie robi. Dlaczego? Może po prostu Windows jest w chwili obecnej najlepszy?

Tworzy się więc sytuacja patowa. Microsoft jest dość upierdliwym monopolistą, jego produkty jakościowo nie należą do najlepszych, ale jednocześnie są na tyle dobre, że użytkownicy je akceptują, a żadna firma nie chce wypowiadać Microsoftowi otwartej wojny. Śmiem twierdzić, że jeśli system operacyjny i ogólnie oprogramowanie Billa jest na świecie tak popularne, to dzieje się tak tylko i wyłącznie dlatego, że na to zasługuje. Inaczej już dawno korzystalibyśmy z czegoś innego.

Wszystkim, których oburzyło powyższe stwierdzenie, że Windows nie jest taki znowu zły, podrzucam teraz twardy orzech do zgryzienia…

Rynek to swego rodzaju demokracja, w której kartkami do głosowania są zielone papierki z Jurkiem Waszyngtonem. Trzeba być idiotą, żeby krytykować jakąś partię a jednocześnie oddawać na nią swój głos. Podobnie na rynku – ten kto krytykuje produkt i ignoruje alternatywne wyroby, zasługuje tylko na wyśmianie. Jest idiotą.

Podstawowym prawem człowieka na wolnym rynku jest podarowanie swoich pieniędzy temu, kto zaoferuje nam lepszą usługę czy produkt. Jeśli ktoś nie potrafi lub nie chce z tego prawa skorzystać, to tylko jego pech…

I taka jeszcze kwestia: czy monopol, rozumiany jako dominacja jednego podmiotu w branży, jest zawsze jednoznacznie zły? Czy nie jest prawdą, że dzięki dominującej pozycji Microsoftu mogły wykształcić się standardy, które dziś umożliwiają komunikację między wszystkimi komputerami świata? Czy na podzielonym między kilku producentów rynku systemów operacyjnych nie doszłoby do na tyle zażartej walki, że powstałoby kilka standardów zapisu danych, zupełnie ze sobą niekompatybilnych?

Na koniec zaś pytanie: czy ten Windows jest tak zawodny sam z siebie? Pamiętajmy, że jest to system operacyjny pracujący na tysiącach komputerów poskładanych z milionów różnych podzespołów! Jak tu stworzyć coś niezawodnego dla wszystkich możliwych konfiguracji świata? Ile razy jest tak, że awaria systemu okazuje się błędem sterownika (dostarczonego przez producenta sprzętu), użytkownika albo samego sprzętu?

Mit zawodności Windows i niezawodności Linuxa to oczywista bzdura. Z tego co wiem ani sam Windows nie jest sam z siebie tak zawodny jak się mówi, ani też Linux nie jest w swoim jądrze pozbawiony błędów. Próba zbytniego uproszczenia sytuacji prowadzi tu do zwykłego kłamstwa.

Bill Gates zaryzykował swoim życiem, kiedy rzucił szkołę i w brudnym garażu, dzięki swojemu – bądź co bądź – geniuszowi, rozpoczął nową erę w historii komputerów. To jego Windows w wielkiej mierze przyczynił się do czegoś co zwiemy rewolucją informatyczną. Jego wkład w kształt dzisiejszego świata jest być może większy niż sądzimy.

Z drugiej strony Microsoft jest monopolistą, który korzysta ze wszelkich możliwych chwytów aby nim pozostać. Za wyjątkiem systemu operacyjnego, przeglądarki internetowej i programu pocztowego nie używam żadnego innego programu Microsoftu. Do powyższych zaś przyzwyczaiłem się i – dopóki nie mam z nimi większych problemów – zmieniać ich nie zamierzam. W żadnej innej kategorii Microsoft nie stworzył moim zdaniem programów dość dobrych aby zmonopolizować mój komputer.

Proponuję wam, abyście – zamiast roztrząsać moralną stronę postępowania Gatesa – odpowiedzieli sobie na jedno tylko pytanie: co jest lepsze i tańsze. Potem kupcie to bez wahania, cokolwiek by to nie było. Na tym polega rynek i wasza w nim rola.

Przygotował
Pasibrzuch – the.pasibrzuch@wp.pl

Koncert TATU